poniedziałek, 6 września 2010

Nara....







Nie wiem, czy tylko moje pisanie po angielsku jest tak strasznie koślawe, czy po polsku może tak samo - ale nie dość, że nie nadaje się to do czytania, to jeszcze wyduszenie tego z siebie jest dość męczącym procesem. Dlatego zdecydowałam, że część postów będzie jednak po polsku. Chcę mieć nieco więcej przyjemności z bloga.
Dziś dzień pod hasłem "nie podoba mi się". Kiedy zobaczyłam Japończyków przeciskających się przez dziurę pod kolumną w świątyni Toudaiji, opadły mi ręce i nogi. Kasia z japonistyki spojrzała na mnie uspokajającym wzrokiem.
- Na pewno to jest jakaś tradycja... - burknęła pod nosem, nieco mniej tylko zdziwiona ode mnie widokiem wystającego z dziury tyłka w niebieskich spodniach. Dobrze Kasi świtało w głowie, bo przeciśnięcie się przez dziurę gwarantuje podobno dożywotnie szczęście. Tak czy inaczej, wolę być nieszczęśliwa do końca swoich dni, niż w obecności dwudziestu gapiów robić z siebie kawaii dżdżownicę.
Słodkie jelonki z Nary też nie są takie słodkie, jeden nawet mnie ubódł. Na szczęście albo była to samiczka, albo ułamała sobie ta cholera na kimś innym rogi, bo dostałam tylko z bańki i obyło się bez rozlewu krwi. Całkiem rogaty jelonek postanowił jednak zjeść mapę, którą Kasia wyniosła z centrum informacji turystycznej. Centrum było daleko i po następną mapę nie chciało mi się iść, zaczęłam się więc szarpać z jelonkiem (tak, wiem, że danielem) i w efekcie zjadł tylko pół mapy, a druga część została mi w ręku.
Poirytowana wróciłam do hostelu. Po drodze spytałam w sklepie o batoniki o smaku zielonej herbaty, na co sprzedawca zamachał rękami, kwiknął, rzucił na wydechu przepraszam i tyle go widziałam. Świetnie. Ćwicz tu człowieku konwersacje po japońsku.
Pełni obrazu mojego pobytu w Narze dopełniła by opowieść o tym, jak 35km można pokonywać przez 8 godzin, ale aby zapomnieć o tej krępującej sutuacji, pomińmy ją milczeniem.

Jutro do Kioto. Jutro będzie lepszy dzień.




2 komentarze:

  1. Powiększająca się liczba turystów doprowadziła najwyraźniej do tego, że toku ewolucji układ pokarmowy tamtejszych jeleni przyzwyczaił się do trawienia map i jednorazowych aparatów fotograficznych. Łakomym kąskiem są też podobno okulary przeciwsłoneczne i rozmówki angielsko-japońskie :D

    OdpowiedzUsuń