czwartek, 28 października 2010

Straszne!

Nie wzięłam aparatu fotograficznego, a Maho zabrała mnie na kaiten sushi, sushi, które przyjeżdza na mechanicznym pasie. Jeden talerzyk - 100 jenów. Przy użyciu specjalnego monitora można zamówić to, co chce się zjeść, a co ostatnio nie przejeżdzało. Wtedy na pasie powyżej szybko, jak błyskawica pojawia się... pociąg shinkansen! A na nim zamówione sushi. Z kraniku, który wystaje ze stołu leje się wrzątek i można zaparzyć herbatę. Było bosko! To już trzecie wyjście na kolacje z Maho, za każdym razem obżeramy się jak świnki. Łatwo nawiązuje się nić porozumienia z kimś, kto umie docenić dobre jedzenie! Krępującą ciszę zawsze można wypełnić czymś w rodzaju "hmm, ale ten krab delikatny!" i już nie jest tak krępująco. Ale z Maho czujemy się raczej swobodnie - przynajmniej ja tak to widzę i tym razem mam też poczucie, że Maho, jako Japonka niestandardowa, nie robi mi po prostu uprzejmości i też dobrze się bawi. Sama proponuje kolejne wyjścia. Pewna niezręczność wkrada się w związku z recepcjonistką z Paddy Field, której codziennie mówię, że jestem zajęta pracą dla wydawnictwa, a później Maho rujnuje moją dyplomację radosnym "no to idziemy!". Mam nadzieję, że wygląda to tak, że jedziemy do supermarketu... Choć swoją drogą w supermarkecie, gdzieś między pierogami gyoza a słodyczami, też się nieźle bawimy.
Tak bardzo chciałabym mieć czas, żeby wrócić do Paddy Field za rok! Ale w Chinach nie byłam już półtora roku... Tyle jest miejsc, gdzie chciało by się wrócić! Wśród nich wysoką pozycję zajmują Tatry, ale to na szczęście jest łatwo osiągalne. W pierwszej kolejności jednak i z najwyższą przyjemnością wrócę w grudniu do Warszawy. Londynu nie liczę, bo jakoś nie przewiduję, żeby tydzień w Anglii był szczególnie wesoły. Z moim stylem życia wiąże się zdecydowanie za dużo walizek i pudeł. Nie oznacza to bynajmniej potrzeby zredukowania ilości posiadanych dóbr materialnych, ani też, że czas zmienić tryb życia. Oznacza, że czas mieć więcej pieniędzy na taksówki. I może tragarza?
To co jest straszne jednak na dziś - to fakt, że nie zrobiłam zdjęć talerzykom płynącym dostojnie na mechanicznym pasie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz