niedziela, 3 października 2010

Jestem zmęczona i jest mi dobrze. Z każdą łopatą końskiej kupy wrzuconą do taczek czuję, jak przybywa mi sił i ochoty do życia. Nie wiem, czy to świadczy o mnie źle, czy dobrze, że lepiej mi w stajni niż na uniwersytecie, ale zupełnie się tym nie przejmuję. W końcu - na uniwersytet też przyjdzie jeszcze czas, bo w przyszłym roku czeka na mnie SOAS. Po wyjeździe z Japonii będę się martwić o pieniądze na czesne i pieniądze na życie, a na razie jest tu i teraz i dziesięć boksów, które muszę wyczyścić i dwadzieścia osiem koników, które czekają, aż im dam jedzonko.
Mówię sobie po japońsku, noszę łajno (ewentualnie siano), jeżdzę konno, a wieczorami wsiadam w samochód z Maho, pierwszą normalną Japonką, którą dane było mi poznać i jedziemy do supermarketu po kolację. Nastawiamy na cały regulator Lady Gagę, a w przerwach w hałasie rozważamy końską naturę.
Jest mi dobrze!
Jak już się zbiorę w sobie i odzyskam siły, to znaczy po pracy, jeździe, sklepie i kolacji będę miała jeszcze siłę na cokolwiek, na pewno napiszę coś o stajni. Ale nie dzisiaj.
Teraz idę spać, bo pół do siódmej rano dzwoni budzik i trzeba zwalczyć uczucie zimna i wyjść ze śpiwora. Tak na prawdę wcale zimno nie jest, nad ranem temperatura spada do dziesięciu stopni, ale po upale Kioto wydaje się to syberyjskim mrozem. Po godzinie machania łopatą zdejmuje z siebie moją kraciastą flanelową koszulę. Po drugiej, zgejmuję też termiczną bluzeczkę i zostaję w podkoszulce na ramiączkach, budząc ogólne zadziwienie wśród ubranych w waciaki Japończyków. Wszycy pytają, czy pochodzę z yukiguni, śnieżnej krainy. I nawet jęśli raz im się wytłumaczy, że nie, spytają jeszcze raz.
A czterdziestoletni pan Nakadai, kawaler który doprowadza kuchnie do stanu tak opłakanego, że nawet ja nie mogę go znieść, ale za to umie sprawić, że koń chodzi w bok, tańczy i przeplata nogami... wróć - no więc, pan Nakadai, kiedy usłyszał, że jestem z Polski, poważnie stwierdził, że mój kraj słynie w świecie z kiełbasy. Może i racja? Ja tam od polskiej kiełbasy wolę sashimi z przegrzebków...
Maho śpi, pan Nakadai śpi, założę się, że i krótkowłosa Yamamoto-san, która przemawia słodkim głosem w keigo, za to ma więcej mięśni niż wszyscy Japońscy faceci mieszkający w Kioto, założę się, że Yamamoto-san też śpi. Tylko ja, głupia, o pół do jedenastej wieczorem siędzę przed komputerem. Wracam więc do pokoju i idę spać!
DOBRANOC.

:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz