Nie wiem, czy tylko moje pisanie po angielsku jest tak strasznie koślawe, czy po polsku może tak samo - ale nie dość, że nie nadaje się to do czytania, to jeszcze wyduszenie tego z siebie jest dość męczącym procesem. Dlatego zdecydowałam, że część postów będzie jednak po polsku. Chcę mieć nieco więcej przyjemności z bloga.
Dziś dzień pod hasłem "nie podoba mi się". Kiedy zobaczyłam Japończyków przeciskających się przez dziurę pod kolumną w świątyni Toudaiji, opadły mi ręce i nogi. Kasia z japonistyki spojrzała na mnie uspokajającym wzrokiem.
- Na pewno to jest jakaś tradycja... - burknęła pod nosem, nieco mniej tylko zdziwiona ode mnie widokiem wystającego z dziury tyłka w niebieskich spodniach. Dobrze Kasi świtało w głowie, bo przeciśnięcie się przez dziurę gwarantuje podobno dożywotnie szczęście. Tak czy inaczej, wolę być nieszczęśliwa do końca swoich dni, niż w obecności dwudziestu gapiów robić z siebie kawaii dżdżownicę.
Słodkie jelonki z Nary też nie są takie słodkie, jeden nawet mnie ubódł. Na szczęście albo była to samiczka, albo ułamała sobie ta cholera na kimś innym rogi, bo dostałam tylko z bańki i obyło się bez rozlewu krwi. Całkiem rogaty jelonek postanowił jednak zjeść mapę, którą Kasia wyniosła z centrum informacji turystycznej. Centrum było daleko i po następną mapę nie chciało mi się iść, zaczęłam się więc szarpać z jelonkiem (tak, wiem, że danielem) i w efekcie zjadł tylko pół mapy, a druga część została mi w ręku.
Poirytowana wróciłam do hostelu. Po drodze spytałam w sklepie o batoniki o smaku zielonej herbaty, na co sprzedawca zamachał rękami, kwiknął, rzucił na wydechu przepraszam i tyle go widziałam. Świetnie. Ćwicz tu człowieku konwersacje po japońsku.
Pełni obrazu mojego pobytu w Narze dopełniła by opowieść o tym, jak 35km można pokonywać przez 8 godzin, ale aby zapomnieć o tej krępującej sutuacji, pomińmy ją milczeniem.
Jutro do Kioto. Jutro będzie lepszy dzień.
Powiększająca się liczba turystów doprowadziła najwyraźniej do tego, że toku ewolucji układ pokarmowy tamtejszych jeleni przyzwyczaił się do trawienia map i jednorazowych aparatów fotograficznych. Łakomym kąskiem są też podobno okulary przeciwsłoneczne i rozmówki angielsko-japońskie :D
OdpowiedzUsuńlol cos w tym jest!
OdpowiedzUsuń